
Jest takie jest takie miejsce niczyje granica pomiędzy dzisiaj a jutro jak okiełznana chwila gdzie zbiegły się sny na bezludnym miejscu zamieszkałam tam przez obecność miało być na dłużej lecz czas stracił na ważności bez żalu wsiąkł w atmosferę cóż że nie przespałam nocy jeszcze nie sięgam błękitu kiedy światło zlizuje plugawe półprawdy przed rozpoczęciem dnia Dłonie na cienkiej nici między niebem a ziemią horyzont zmienił swój wygląd zatrzymał się w półobrocie jakby chciał zmniejszyć przestrzeń oszustwa widziałam jak ktoś nam wmówił żeby poddać się naturalnym rytmom ciała że fale zatarły się w tempie duszy manipulując mimiką widziałam usta pulsujące od słów które już dawno straciły wartość tylko echo odbijało ich brzmienie jak niespodziewany wyrzut sumienia widziałam jak ludzie w nieszczęściu łykali tabletki na szczęście otwierając przedświty grzechu w bezludnym czasie jedno jest pewne zgubiliśmy gdzieś miłość pamiętam najstarsze ślady te co istniały na zgięciach przybitych dłoni otwierając niebo półobrocie jakby chciały cienką nicią połączyć horyzont pomiędzy życiem a śmiercią Suplika pomóż mi mam w kieszeniach powtórne wcielenie pragnę ciepła łagodnieję po tamtej stronie świadomości z piórem zawieszonym na odległość słowa nadzieja nie straciła znaczenia dla wcześniej i później urodzonych czemu tak trudno uwolnić się od rutyny zakłamania pomóż mi mam blizny od nieczucia pragnę zatonąć z Tobą chciwie powtarzam niećwiczone wcześniej gesty z wyciągniętymi dłońmi między palcami jeszcze zapach deszczu wnika do źrenic jak mgła o poranku czemu gdy przytulasz ułomny wzrok nie oswoił wilgoci zakwitły kwiaty w kolorze indygo nie wiem czy ich kolor jest przypadkowy Obawa trochę niesprawiedliwie zegar rozpłatał czas na dwie części dni teraz biegną asymetrycznie wzdłuż starych i nowych dat spod lakieru do paznokci wystaje rzeczywistość nie mam już zgody na teraźniejszość rozmawiamy o trochę innych sprawach tych nabrzmiałych od ważności w zamian za wiersze anioł stróż zostawił mi skrzydła spisuję słowa co wstydzą się wybrzmieć utkane w prozaiczne czynności obłaskawiają czekanie Unikat jeszcze przed świtem nadmiar deszczu jest zagrożeniem zanurzone palce w wodzie znów uwolniły fale rzeka jest dość głęboka by stworzyć niebezpieczeństwo porwała ogrom niepewności topiąc kolejne wyspy szczęścia nadal nic nie rozumiesz wyjątkowość jest niepożądana osiada na rzęsach rozczarowanie zostawiając dystans do pochlebstw