wiesz że ciągle mnie prowokujesz z premedytacją rozdziewiczasz mijane pokoje tak od niechcenia z melancholią w oczach jeszcze chcesz pochować w szufladach okruchy siebie na werandzie coś wciskałeś pomiędzy ostatnie oddechy lata a jesień napiera swoim bytem coraz bardziej przytłacza nadbudowanymi metaforami pełne pachnących jabłek zapach ziemi gęstnieje coraz bardziej otacza czerwieniejącą atmosferą wokół stołu poruszają się dłuższe cienie krótsze smugi słoneczne różowym ruchem jeszcze walczą z chłodem od północnej strony zaczęłam od stołu teraz czas na szuflady schowki o których przypominam sobie zawsze na krawędzi oficjalnego przesilenia wybudzam z letniego opuszczenia kasztanami układam je w martwą naturę wpisuje się w szklane okienka dębowego bufetu odniosłam wrażenie zwycięstwa nade mną cierpliwością czekania na zapachy kształty ściany pomału będą zdzierać kolory wspomnień a noce wydłużą do granic możliwości pamięci zanim to nastanie pozbieram wszystkie kropki wiesz przecież że zawsze od nich zaczynam kotwiczenie jeszcze pląsających po głowie myśli nieschwytane jeszcze przez dostojną porę kiedy w końcu połączę wszystkie punkty w kolorowe kobierce na bieli kartki nie będę się czuła przygnieciona widokiem ogołoconych do najmniejszego listka drzew 20-26 sierpień 2022
fotografia z Pixabay