Poszłam za nią do sadu. Podała mi wiklinowy koszyk. Nie była już tą małą dziewczynką skorą do wszelkich psot. Patrzyła daleko na coś, czego nie mogłam określić. Nagle zatrzymała się, prawie na nią wpadłam. - Chciałabym by to trwało zawsze. - Wolność? - Tak, ale wiem, że tak trzeba. - Przyjęłaś oświadczyny. Do ślubu został miesiąc. - Zrobisz mi wianek z konwaliami? - Oczywiście. Uśmiechnęła się i pobiegła na przełaj w stronę strumienia. Nawet nie próbowałam jej dogonić. Oderwałam wzrok od kwietniowej strony. Spojrzałam w stronę okna. Padał deszcz. Krople uderzały w parapet. Zamknęłam księgę i wstałam. Musiałam się przewietrzyć przed następnym wejściem w pożółkłe stronice.
Fotografia z Pixabay